sobota, 24 lipca 2010

Suwalszczyzna: woda, kajaki i komary!

Witam po tak długiej przerwie i zarazem przepraszam za moje lenistwo. :)
Dzisiejszy post jak i kilka następnych będzie głównie dotyczyć mojego (no, naszego, bo byłam z rodzicami) na Suwalszczyznę (mazury). Ale dzisiaj głównie opowiem i umieszczę zdjęcia ze spływów kajakowych.

Pierwszy spływ był po Czarnej Hańczy.
Widzicie te niebieskie ważko-motyle? Wszędzie było ich pełno!
A tu już jeden ważko-motyl. Bardziej z bliska.
Widok z kajaka:)
Na Czarnej Hańczy było strasznie dużo glonów i tych wodnych  traw co powodowało, że nie płynęło się zbyt dobrze. Bardzo spowolniały i zahaczały o wiosła.
Na tym zdjęciu widać jak strasznie zaglonione jest dno.
Było pełno ważek, które bez żadnych skrupułów siadały na kolana i wcale tak łatwo nie chciały schodzić:)
No i to już koniec pierwszego spływu po Czarnej Hańczy. ( To jest element mostu przy którym mieliśmy wysiadać) Pod koniec pogoda zaczęła się pogarszać, kilka razy kropiło po drodze, ale zaraz przestawało. My mieliśmy wielkie szczęście, bo gdy tylko przyjechał bus by nas i kajaki odebrać rozpadał się ogromny deszcz, tak że świata nie było widać :)
I tu na koniec moja siostra (ta to miała dobrze, płynęła sobie z tatą w kajaku i nic nie robiła, bo tylko tata wiosłował :D)

Po tym pierwszym spływie strasznie bolały mnie ręce (szczególnie lewa) oj brak treningu:) No i tak lewo się opaliłam od koszulki. Bo jak mówili, Olu weź posmaruje się, to Ola nie, nie chciała. A teraz mam za swoje :D

A to już drugi spływ (tutaj ręce mnie nie bolały:D)
Według mnie najlepszy ze wszystkich trzech, bo w następnym dniu był kolejny.
Tym razem płynęliśmy rzeką Rospudą.  Odcinek był bardzo fajny, bo w lesie, bez żadnych traw i glonów wystających ponad lustro wody i zaczepiających się o wiosła. Było płytko, kamieniste dno i wartki strumień więc nie trzeba było się męczyć z wiosłowaniem bo woda sama cię niosła.
Tym razem odcinek rzeki był nieco krótszy, płynęliśmy może dwie godziny (Czarna Hańcza zajęłam nam 4)

Z trzeciego spływu, który też był po Rospudzie nie mam żadnych zdjęć.
Wybraliśmy na ten dzień Rospudę myśląc, że jak wczoraj było tak fajnie to dzisiaj może być podobnie.
Ooo... jak się przeliczyliśmy! To była najgorsza trasa jaka mogła się trafić. Nawet mama, która była najbardziej chętna na te spływy kajakowe na tym wymiękła. Cała trasa przebiegała przez trzciny, niekiedy były tak wąskie kawałki, że nie dało się włożyć wiosła w wodę nie przejeżdżając po trzcinach. Do tego była masa glonów i tych podwodnych traw co dodatkowo spowalniało. Wszędzie było głucho i cicho, żadnego wiatru, woda stała w miejscu (czyli żadnej pomocy z jej strony) nie dało się nigdzie zatrzymać, bo wszystko było w trzcinach. A do tego niemiłosiernie gryzły bąki (czy gzy) i wydawało się nigdy nie zobaczyć końca.


p.s Wiem, że jeszcze nie dokończyłam relacji z Francji, ale to nadrobię. Obiecuję! Zostały mi co najmniej dwa wpisy. O zamkach nad Loarą i Paryżu.

Kiedyś pisałam, że jadę na kurs niemieckiego do Wiednia. I zbliża się to do mnie wielkimi krokami, nie będę ukrywać, że nie mam przed tym żadnych obaw, mam nadzieje, że wszystko będzie dobrze :D (i że będzie tam internet xD) Jade pierwszego sierpnia. Na cztery tyg.
Pisałam jeszcze o wyjeździe do Anglii, no z tego niestety nic nie wyszło. Ale w następnym roku mam już ten wyjazd obiecany.

Na tweeterze pisałam, że zaczęłam dietę 13 dniową. Minęły dwa dni i ładnie stosuję się do jadłospisu. (Mam wielką chcicę na czekoladę!!!)

Kończe, xo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz