poniedziałek, 1 listopada 2010

Pierwszy tydzień za mną.

Po długim zastoju blogowym spowodowanym głównie brakiem czasu, który to z kolei spowodowała szkoła dodaje wreszcie coś nowego. No, dobra, może nie nowego bo dalej kontynuuje relację z Wiednia (hah, już przez dwa miesiące, szybka jestem^^) Ale postanowiłam, że dokończę :)

W tym dniu Mama miała wolne więc wyszłyśmy się gdzieś przejść i coś zjeść.
Byłyśmy w chińskiej restauracji z bufetem (czyli jedz ile chcesz za jedyne 5 czy 6 euro)
Jedzenie było dobre lecz bez żadnych rewelacji i podniebiennych rozkoszy. Było rozmaite, od różnych rybeczek i innych stworzonek morskich w panierce po makarony, zupę i warzywa, a co chwilę uzupełniali braki i donosili nowości. Może nie była to taka prawdziwa chińska kuchnia, z taką 'poważną' chińszczyzną, ale można było się porządnie najeść za naprawdę niską cenę (więc może dlatego usłyszałyśmy tam kilka polskich głosów ;))
Później, przyjechałyśmy do 1. becyrku i przeszłyśmy się trasą zabytków Hofburgu, który już wcześniej miałam okazję samotnie zwiedzić :)
Następnie weszłyśmy do Stephansdomu - katedry św. Stephana, najbardziej rozpoznawalnego budynku Wiednia.
Niestety zdjęcie zewnątrz budynku nie mam gdyż strasznie przeszkadzało południowe słońce, a także ciasne otoczenie przez inne budynki.
Dalej przeszłyśmy się przez bogaty i super turystyczny Stephansplatz i zeszłyśmy w boczne uliczki, gdzie wcale nie ma gorszych widoków.

A tutaj kilka zdjęc koników czekających na bogatych japońskich turystów.
 Po dniu chodzenia usiadłyśmy w parku.
I tak w wielkim skrócie upłynął pierwszy tydzień mojego 4 tygodniowego pobytu. Nic wspaniałego się nie wydarzyło. Wszystko co zwiedziłam kiedyś już wcześniej też widziałam, czyli nic nowego. Często po kursie jechałam na Mariahilfe, którą przechodziłam w jedną i w drugą stronę wchodząc do H&M i księgarni, w której było wszystko co tylko Ola mogłaby wymarzyć. (oglądałam każdą książkę w anglojęzycznym dziale i zachwycałam się każdym pędzelkiem i farbami z prawdziwego zdarzenia schodząc piętro niżej do działu plastyczno-papierniczego. W takim sklepie to ja mogłabym zamieszkać i nigdy by mi się nie nudziło:) )